• Start
  • keyboard_arrow_right blog
  • keyboard_arrow_right“Gnoza” pod patronatem NN

blog

“Gnoza” pod patronatem NN

kya 2021-09-21


Tło
share close

Nerdy Nocą objęły patronatem powieść Michała Cetnarowskiego pt. “Gnoza”. Wiąże się z tym kilka obowiązków i kilka przyjemności (można łączyć — w każdym razie sama chętnie łączę). Dziś prezentujemy recenzję ZMW i wybrany przez wydawnictwo fragment książki oraz tradycyjnie znajdzie się także praktyczna niespodzianka dla publiczności Nerdów Nocą.

Opinia ZMW

“Gnoza” Michała Cetnarowskiego to tak naprawdę dwie harmonijnie połączone powieści, płynnie przechodzące jedna w drugą. Przez pierwsze pięćdziesiąt stron autor prowadzi nas przez Warszawę drugiej połowy XXI wieku, przez świat kontrkultury bawiącej się w berka z państwem paratotalitarnego nadzoru i jego natarczywie wszechobecnym “systemem zaufania społecznego”. Płyniemy przez świat postrodzinnych komun, których członkinie i członkowie za dnia parają się dorywczymi robótkami, a wieczorami knują, planując happeningi na granicy przestępstwa. Autor od niechcenia rzuca nam kwestie, z których każda jest materiałem na osobne tłuste opowiadanie: nadzór państwa nad jednostką, alternatywne ekonomie kontrkultury z równoległymi walutami przysług i “zielonych watów” (czyli kredytów na ekologicznie wyprodukowany prąd), rozwarstwienie społeczeństwa sięgające aż do warstwy postrzegania (bo wszechobecne parabiologiczne komputery umożliwiają wszystkim nałożenie na zmysły dowolnej warstwy rzeczywistości rozszerzonej).

Akurat kiedy zaczniemy się orientować, o co chodzi, autor wyszarpuje nam (i bohaterce) dywan spod nóg i spadamy w króliczą norę drugiej powieści — a ta mówi o sprawach największych. O szczegółach muszę zmilczeć, aby nie psuć zabawy, ale powiem tyle: ostatnio z takim rozmachem w polskiej fantastyce pisał Dukaj. “Gnozę” wciągnąłem sprawniej i z większym smakiem.

Jak dla mnie — książka SF 2021 roku. Ostrzę zęby na następne.

Fragment książki

Matylda nie lubiła wizyt w ośrodku nie tylko dlatego, że przypominały jej o matce. Nie to, że chciała o niej zapomnieć; ale widząc ten sterylny dizajn, po prostu czuła, jakby coś łapało ją za gardło, i potem długo musiała wytrząsać z siebie to obce emo, szpilić do upadłego w najdziwniejszych virach, szprycować się realmami. A może po prostu bała się tego, co widziała za każdym razem w eterycznej, prawie przezroczystej twarzy siostry w cierpieniu? Że to przecież mogła być ona. Wtedy, w Edenie, ją to też spotkało.

No i najzwyczajniej w kamerach Szpitala czuła się bezbronna przed okiem Marszałka.

Przechodził ją dreszcz, kiedy myślała o tych wszystkich rejestrach, logach, śladach, które musiała zostawić, żeby wpuszczono ją na oddział. Czuła się obnażona, poddana pod władzę cudzego spojrzenia, pozbawiona wszelkich wtyczek sabatu, pozwalających choć trochę zmylić wszechobecne rejestratory Marszałka, spijającego dane ze Szpitali, Szkół, Urzędów i w ogóle każdego z ośrodków działających pod samodzielną SI, do których miało dostęp Państwo. Tyle dobrego, że nauczyła się już przynajmniej udawać, że wcale jej to nie rusza, nawet bez technologicznych wspomagaczy; oni wszyscy się tego nauczyli, pokolenia niewolników tresowanych przez bezwzględne anioły algorytmów. Gorzej, że dziś miała do stracenia więcej niż dumę i swoją prywatność. Przecież za kilka dni akcja…

Skarciła się instynktownie, żeby nawet o tym nie myśleć. Podrapała się po krótkich włosach, sterczących jak sztywne druty na szczycie wysoko podgolonej czaszki. Kilka razy gwałtownie zamrugała. Ziewnęła. Mrugnęła-kichnęła-zaśmiała się. Niech analizatory kliniki się tym teraz martwią. Szpital prawie na pewno nie monitorował jej fal mózgowych i nie mógł aproksymować myśli, na szczęście były na to jeszcze paragrafy, zwłaszcza po niedawnym skandalu w kręgach berlińskich merytokratów. Ale nie trzeba czytać myśli, żeby zhakować ci duszę; stale to sobie powtarzali w sabacie. Z drgnienia brwi, podwyższenia temperatury skóry o ułamek stopnia, ze zmiany ilości dwutlenku węgla w wydychanym powietrzu. Mógł cię zdradzić nawet uciekający wzrok albo bezwiedny tik, który w rejestrach Marszałka pojawiał się zawsze, kiedy kłamiesz. Albo ominięta wizyta u siostry-przyjaciółki, wyrwa w cyklicznym rytuale. Więc lepiej nie myśleć, nie mówić, nie rozmawiać w realu. Unikać wszelkich powtarzalnych zachowań. Paradoksalnie w Warstwach dużo łatwiej było o solidną enkrypcję i skuteczne klucze prywatne..

— To może ja już… — zaczęła, ale właśnie wtedy Sonia się poruszyła. Przez owadzią twarz przebiegł skurcz.

Matylda ucieszyła się, że może jednak usłyszy dziś przyjaciółkę. Ale ta nie otworzyła oczu. Zamiast tego jej dłoń odnalazła jeden z grubych węgielków, ujęła go koślawo, palce zaciśnięte na palcach jak supły-narośla-guzy. Jakby dłoń funkcjonowała niezależnie od umysłu, poruszała się bez związku z resztą ciała. A potem zaczęła szkicować.

Nerwowe, rwane ruchy. Chaotyczne przyspieszenia, zero gracji, cięcia szarych linii pojawiające się w przypadkowych miejscach, to na jednym, to na drugim rogu prawdziwej biokartki. Kilka smug, czarnych iskier, szarych meteorów, wyprysło nawet na blat. Za mocno dociśnięty węgielek strzelił grudką grafitu, ale Sonia nie przerwała gorączkowej pracy.

Matylda już się zorientowała, że dzieje się coś niezwykłego, i na pewno by kogoś wezwała, zanim zadziałają algorytmy Szpitala. Na pewno tak. Ale wtedy w chaotycznej plątaninie linii i rozcieniowanych kantem dłoni płaszczyzn dostrzegła wyłaniający się kształt. Coś jej przypominał. Kogoś. Wiedziała kogo. Przecież rozpoznała go od razu.

To nie mógł być on, ale to na pewno był on.

Marduk. Marduk Nowicki.

Jej ojciec majner.

Jej ojciec majner, skryty od lat między gwiazdami.

Zanim przybiegli zaalarmowani przez Szpital asystenci leczenia, Matylda zdołała jeszcze dojrzeć jego – ale przecież nie jego, to nie było możliwe – twarz.

Te cięcia, zagęszczone siatki, poszatkowane światłocienie – to była wściekła radość? pijany gniew? euforyczny strach?

A może szalona rozpacz?

Od siebie dodam dwa inne fragmenty, przy których ZMW zawył wniebogłosy, kiedy czytał maszynopis:

Nie chodziło przecież tylko o to, żeby centrum Warszawy, czarne serce asapów, zatrzymało się choć na chwilę. Chodziło o to, by zadziwić sosziale. Zielony terroryzm był najważniejszą ze sztuk nowoczesnego świata.

[…] a nawet jezuita, chudy, wysoki, o twarzy, która w pięć minut po goleniu zarastała siwym cieniem i nabierała surowego sznytu podkurwionego inkwizytora. Facet z nieludzką obojętnością walczył z tym codziennie golarką próżniową, zmagając się z wirującymi wokół [w nieważkości] drobinami naskórka i ostrymi opiłkami szczeciny, i już to pokazywało, że jest właściwym człowiekiem na tym stanowisku.

Jeśli Ci to smakuje (oraz koniecznie, jeśli smakowało Ci ideefixe rpg), szarp już dziś ebooka na stronie https://bit.ly/gnoza_nerdynoca — i podaj tam kod “gnoza_nerdy”, ponieważ publiczność NN dostaje aż 25% przedpremierowego rabatu od wydawnictwa Powergraph na dobre czytanie.

Premiera wydania w twardej oprawie będzie 8 października (dam znać, co w związku z tym pojawi się dla nerdów nocą), a ebooka można już jeść. Edit: w związku z tym 30% zniżki dla nerdów nocą na ebook i papier “Gnozy” kryje się pod kodem “gnoza_nerdy”! Smacznego.

Miłej lektury i nie zapomnij wrzucić swojej recenzji (opinii, wrażeń) na Nerdy Nocą w grupie!

Otagowano: .

Komentarze

Nie ma jeszcze komentarzy.

Po sygnale zostaw wiadomość

Email będzie schowany. Pola wymagane oznaczone *